Hałas i smród… wg Zbigniewa Nienackiego
Otworzyłem drzwi kawiarni i nieomal cofnąłem się. W twarz uderzyły mnie gęste kłęby dymu tytoniowego, a bębenki uszu boleśnie zareagowały na wrzask kilku grających radioodbiorników turystycznych. Dym potrafię znieść, ponieważ sam palę, lecz na hałas reaguję gwałtownie i boleśnie. Nie ma dla mnie nic bardziej nienawistnego niż widok młodzieńca czy dziewczyny idących po ulicach lub alei parkowej, na brzegu morskim czy nad jeziorem — z grającym aparatem tranzystorowym w ręku. Uważam za szczyt chamstwa i nietaktu, gdy ktoś z grającym aparatem wchodzi do publicznego lokalu i zmusza wszystkich do słuchania tego, czego on sam słucha.
Ale tu nie miałem wyboru. Chciałem się napić kawy, więc musiałem wejść w dym i hałas. Z trudem — poprzez siną zasłonę tytoniowego smrodu — odkryłem pusty stolik w rogu sali.
Zbigniew Nienacki, Pan Samochodzik i Winnetou